"Inaczej sobie tego Geneta wyobrażałam". "Po co Go w ogóle grają?", "O co tu właściwie chodzi?". Takie i tym podobne opinie padały z ust widzów opuszczających teatr po premierze "BALKONU" JEANA GENETA. Można by oczywiście dodać, że były to na pewno sądy ludzi mniej wyrobionych, uczęszczających do teatru rzadko i w tym wypadku stykających się z owym francuskim autorem po raz pierwszy. Ale przecież teatr nie jest z kolei miejscem, w którym gra się jedynie sztuki dla profesjonalistów związanych z teatrem w ten czy inny sposób. Teatr powinien zadowalać przeciętnego widza i jemu bezwzględnie służyć. Z Genetem jednak sprawa wygląda trochę inaczej. Wydaje się, że do tej pory autor ten nie został, przez swoich współczesnych zrozumiany do końca. Klucz do "Balkonu" wciąż jest jakby nieznany. Światowe realizacje tej sztuki sygnowane tak wybitnymi nazwiskami jak BROOK, STREHLER czy PISCATOR nie spotkały się z aprobatą i życzliwym przyjęciem nawet u
Tytuł oryginalny
Po wyjściu z Balkonu
Źródło:
Materiał nadesłany
Wieczór Wrocławia nr 21