Mityczne już mity i legendarne legendy o świetności niegdysiejszej Teatru Polskiego we Wrocławiu, tak spotężniały, w taką górę urosły, że nawet gdyby przyszli wszyscy synowie Uranosa i Gai - giganci i olbrzymy - to też ugiąć by się musieli. Domorośli prorocy i ci, którzy zawsze mają rację, wydali jednoznaczny werdykt: "Polski już się nie podniesie, bo skąd wziąć artystę, który sięgnąłby owo monstrum na 1212 miejsc". Bez bicia przyznaję, że - zaczynałem także potakująco kiwać głową słuchając takiego rezonowania. Co tu kryć, zarówno na ul. Zapolskiej, jak i na ul. Świdnickiej w Kameralnym było raczej szaro-buro. Czasem pojawił się jakiś kwiatek, ale pamięć o nim więdła już przy następnym artystycznym progu. Po ostatniej premierze na dużej scenie optymistycznie można by napisać, że Polski zwiera siły i... Lepiej niech to zdanie dokończy życie. Największa wrocławska scena wystąpiła z premierą "Trans-Atl
Tytuł oryginalny
Po trosze wszystko co chcecie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 17