EN

21.11.2020, 11:58 Wersja do druku

Po stronie aniołów (1)

Historia podziemnego życia teatralnego w latach osiemdziesiątych pozostaje w dużej mierze nieopisana, składa się z dziurawych rejestrów faktograficznych, strzępów danych, które w dodatku porozsiewane są, na papierze i w internecie, we wspomnieniach, pracach historycznych czy najrozmaitszych artykułach. Zwykle pojawiają się w nich te same osoby i zjawiska, zresztą zasługujące na najwyższy szacunek, jak choćby Teatr Domowy. Ale już o Teatrze Poniedziałkowym pewnie mało kto słyszał. Jeszcze mniej – o ludziach spoza branży, dzięki którym ta scena mogła w ogóle funkcjonować. Którzy w momencie próby stanęli, by tak rzec, po stronie aniołów, jednak nie doczekali się w III RP owacji ani choćby szerszego uznania, nie zrobili widowiskowych karier i nie doszli w tajemniczy sposób z nędzy do pieniędzy.

Maria Dłużewska

Teatr Poniedziałkowy w Ursusie założyła Maria Dłużewska, aktorka, którą na początku stanu wojennego zmusił do odejścia z Teatru Popularnego dyrektor Andrzej Ziębiński. Zaczęła występować w podziemnych spektaklach teatralnych (także w Teatrze Domowym), kolportowała bibułę, intensywnie pracowała dla nielegalnego Radia „Solidarność”, była zaprzysiężonym członkiem „Solidarności Walczącej”, potem nakręciła ponad trzydzieści ważnych filmów dokumentalnych.

W 1983 opowiadała -

Poszłam do komitetu robotników przy kościele świętego Józefa Robotnika i spytałam: „Czy nie chcecie teatru przypadkiem?”. I oni powiedzieli, że chcą. „No, to lu!”. Scena powstała w niewykończonym dolnym kościele, „podłogi nie było, tylko beton, zimno, ale piękne białe ściany.”

Do pomocy przy organizowaniu teatru został Dłużewskiej przydzielony „majster Gienio Korzeb”.

Eugeniusz Korzeb był od połowy lat siedemdziesiątych pracownikiem zakładów mechanicznych w Ursusie, brał udział w protestach w 1976, potem od sierpnia 1980 działał w „Solidarności” , wydawał „Biuletyn Informacyjny” i współredagował „Wolny głos Ursusa”. W stanie wojennym został internowany, gdy go wypuścili, przyłączył się do konspiracyjnej „S”, działał też w Duszpasterstwie Ludzi Pracy przy ursuskim kościele. W 1989 wyjechał do USA, gdzie brał udział w akcji poparcia legalizacji „Solidarności”. Po powrocie do Polski pracował w swoim zawodzie do emerytury w 2008. Teraz, o ile mi wiadomo, jest sołtysem w jednej ze wsi w województwie mazowieckim. Przez blisko trzydzieści lat nikomu z decydentów nie przyszło do głowy, że może warto by choć symbolicznie podziękować mu za całą tę niezwykle ważną pracę, jaką bezinteresownie wykonywał dla Polski; a nie, przepraszam - w 2007 odznaczono go złotym medalem za zasługi dla obronności kraju… Dopiero w 2020 roku prezydent Andrzej Duda uhonorował Eugeniusza Korzeba Krzyżem Wolności i Solidarności.

Na ursuskiej scenie Teatr Ósmego Dnia pokazał wszystkie swoje ówczesne premiery, zaprezentowano też między innymi spektakl „Wszystko postawiłem na Maryję” (Dłużewska, Maria Sierakowska, Zygmunt Sierakowski), program „Bogurodzica to ojców naszych śpiew” Piotra Szczepanika, autorski monodram „Prządka” Dłużewskiej w reżyserii Daniela Bargiełowskiego, oparty na zapiskach łódzkiej włókniarki, Marii Filipowicz; z tym spektaklem Maria Dłużewska, nawiasem mówiąc, objechała nie tylko Polskę, ale i kilka innych krajów.

Jeszcze przed powstaniem Teatru Poniedziałkowego struktury ursuskiej podziemnej „S” zapraszały na wykłady specjalistów z różnych dziedzin, był pośród nich profesor Paweł Czartoryski (zmarły w 1999), z którym Dłużewska wówczas się zaprzyjaźniła. Paweł Czartoryski - prawnik, ekonomista, wydawca dzieł Kopernika, założyciel, a teraz patron, polskiej sekcji Towarzystwa Szkół Zjednoczonego Świata – w historii Teatru Poniedziałkowego zapisał się, o ile mi wiadomo, jedną akcją. Akcją nieefektowną, za to nader efektywną.

Nie sami przyjaciele przecież otaczali Dłużewską, esbeckie krety z miejscowej „S” z uporem podkopywały jej przedsięwzięcie; sabotowały rozprowadzanie biletów, zrywały z drzwi kościoła zapowiedzi występów, utrudniały rozmaite prace pomocnicze. Dłużewska: „Raz pusto, cholera, drugi raz pusto. W kościele nikogo nie ma, na dole brud, syf, a tu zaraz ma być jakiś ekskluzywny spektakl”. Wtedy pojawił się profesor Czartoryski, zobaczył, co się dzieje i po prostu powiedział: „Bierzemy się do roboty. Boże, ten profesorek! Mieliśmy tylko dwie miotły i brudne szmaty, ale wysprzątaliśmy całą tę gigantyczną salę”.

Teatr Poniedziałkowy, jak się łatwo domyślić, był bardzo biedny; „nie pamiętam – mówiła Maria Dłużewska – czy mieliśmy na początku jakieś dwa złote czy nic”. Ale oto pojawili się w Ursusie członkowie Parafialnego Komitetu Pomocy Bliźniemu przy kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej – gdzie dzięki księdzu Leonowi Kantorskiemu istniała wtedy, jak to określiła Dłużewska „wolna republika”. Koło wspomagało represjonowanych, ich rodziny, wspierało imprezy kultury niezależnej. Podkowianie przyjechali na jeden z pierwszych spektakli ursuskich i porozmawiali z Dłużewską. W rezultacie: „Któregoś dnia siedzę w domu we Włochach, dzwonek do drzwi, otwieram, wchodzi jakiś facet, fajny taki, trochę nieśmiały, z teczką. I mówi do mnie, że on od księdza Kantorskiego. No, i tak sobie gadamy, że widział któryś spektakl, że mu się bardzo podobał. W końcu otwiera tę teczkę, wyjmuje straszną kupę pieniędzy i mówi: To jest dla pani na teatr. Byłam zupełnie oszołomiona. A on mówi dalej: Jeśli pani pozwoli, to ja tak co miesiąc będę przyjeżdżał.” No, i od tej pory, do końca, dostawałam pieniądze na teatr”.

Cdn

Wszystkie cytaty pochodzą z niepublikowanej rozmowy, którą przeprowadziłam z Marią Dłużewską 4 lutego 2010

Źródło:

Materiał własny