Zdecydowanie większy był szum wokół drugiej warszawskiej premiery "Carmen" Bizeta - w "Romie" - niż przed wystawieniem nieco wcześniej tej samej opery w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Wynikało to nie tylko z faktu, że oczekiwania trwały dłużej, bo termin premiery kilkakrotnie się odwlekał (sprawiedliwość każe przyznać, że w planach repertuarowych "Romy" "Carmen" była zapowiadana znacznie wcześniej niż w TW). Również dlatego, że taki - głośny, wielomówny i skłonny do entuzjazmu wobec choćby i nie dokonanego jeszcze (własnego oczywiście) dzieła - jest już osobisty styl i urok dyrektora "Romy" Bogusława Kaczyńskiego. No a także dlatego, że "Carmen" u konkurencji okazała się realizacją dosyć dziwaczną, a nawet kontrowersyjną. Były więc niemałe powody do oczekiwania z dużą ciekawością, jakie też wrażenia wywoła kolejna premiera tej niezwykle popularnej opery. Na samej premierze być nie mogliśmy, ale trudno nie w
Tytuł oryginalny
Po prostu - Carmen
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 286