Przepowiadam "My Fair Lady" sukces porównywalny ze "Skrzypkiem na dachu". Reżyserka Anna Kękuś zrobiła wszystko, by przez 3 godziny utrzymać napięcie
A zadanie miała niełatwe. Problem w tym, jak dziś okazać na scenie dość naiwną historię. Pokazać dowcipnie i z fasonem. Kękuś garściami czerpie z tradycji musicalowej i filmowych tricków. I tak np. suknia Elizy Doolittle z balu przypomina kreację Audrey Hepburn ze "Śniadania u Tiffany'ego". Niekoronowaną królową spektaklu jest świetna Magdalena Szczerbowska jako Eliza. To obdarzona silnym i ładnie brzmiącym sopranem, doskonała aktorka. Konrad Imiela, jako zasadniczy profesor Higgins, wypada mniej przekonująco. Doskonały jest Jacek Poks jako dobroduszny pułkownik Pickering. Cezary Studniak jako Alfred Doolittle, wiecznie podchmielony ojciec Elizy, zdobył również aplauz. Premiera w Capitolu to obchody 50. rocznicy istnienia operetki we Wrocławiu. I miła to myśl, że mająca już też prawie 50 lat "My Fair Lady" wciąż potrafi sprawić, że wychodząc z teatru, nucimy "Przetańczyć całą noc". I nie jest to wcale old fashioned.