Nie ma kurtyny. Sycylijska średniowieczna katedra, tak szczegółowo opisana przez Szymanowskiego i Iwaszkiewicza w didaskaliach opery, na wrocławskiej scenie jest mrocznym wnętrzem współczesnego kościoła - rzędy plastikowych krzeseł, z prawej strony podwyższenie ze świecami, z lewej trzy fotele. Kiedy siadamy na widowni, na scenie zbierają się wierni. Ciemne stroje, garnitury, płaszcze, spódnice, garsonki. Kilkanaście zakonnic (jedna z nich, Diakonissa, zapala świece). Wszyscy zamyśleni, skupieni, z modlitewnikami w rękach. Na odgłos dzwonu (nie ma go w partyturze) z tyłu pojawia się kilku biskupów w czerwonych strojach i białych tiarach. Na odgłos tam-tamu (dopiero te trzy uderzenia otwierają partyturę opery) wchodzi Główny Kapłan, Archiereios, z kielichem w dłoniach. Rozpoczyna się nabożeństwo. W warszawskiej inscenizacji "Króla Rogera" w reżyserii Trelińskiego sprzed kilku lat nie było dzwonów, a uderzenia tam-tamu zostały wydłużone w nies
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 78