Teatr. Teatrzyk. "Kongres futurologiczny". Ziuta Zającówna sięga do opowiadania Stanisława Lema, tekstu na pozór niescenicznego, z którego stara się wydobyć... No właśnie, co takiego? Prawdę? Nieprawdę? Maskuje rzeczywistość? Czy może demaskuje fikcje? "Jeśli nie można zmienić prawdy trzeba ją zasłonić." Co jest "prawdą" naprawdę? - pisze Piotr Raganowicz-Macina z Nowej Siły Krytycznej.
Akcja przedstawienia rozpoczyna się przed wejściem do sali, w piwnicy. Do oczekującej publiczności schodzą bohaterowie: uczestnicy kongresu ubrani w białe fartuchy z rysunkami inspirowanymi twórczością Franciszki Themerson , naprzeciw nich orszak w kostiumach z folii, w fartuchach i kombinezonach. Sztuczne stroje, sztuczne biusty, sztuczne brody i peruki, iluzja, która nie wypiera się swojej nieprawdziwości. Reżyserka rozdaje na wejściu lizaki, rozpyla odświeżacz powietrza i częstuje kolorowymi napojami. Chemia. "Wyzwolenie zawdzięczamy chemii." Rozpoczęcie kongresu (problem przeludnienia), zamieszki, w trakcie których zostają rozpylone środki powodujące halucynacje. Ijon Tichy usiłuje dobić się do realności, przemierzając wiele wymiarów, nie potrafi odróżnić narkotycznych majaków od rzeczywistości. A my gubimy się razem z nim. Surrealistyczne sceny przenikają się jedna po drugiej. W jednym rytmie. Trudno odnaleźć swoje miejsce w natłoku zdarze�