- Zbyt łatwo jest nam sądzić, że tylko mężczyźni wywołują wojny. Kobiety też je wywołują i dlatego potrzebują historii, która opowie, jak je prowadzić - mówi Radosław Rychcik, reżyser "Balladyny" w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie.
MATEUSZ WĘGRZYN: Czy praca nad "Balladyną", po realizacji "Dziadów", to kolejny element jakiegoś większego planu inscenizacji dzieł romantycznych? Ambicją np. Michała Zadary jest wystawienie wszystkich dramatów Słowackiego. Masz podobne zamierzenia? RADOSŁAW RYCHCIK: Nie. Po prostu dyrektor Nawara z Teatru im. Wandy Siemaszkowej z Rzeszowa zgłosił się do mnie zaraz po "Dziadach" i zaproponował pracę. Wtedy nie mieliśmy jeszcze tak dużo propozycji jak teraz. Poza tym od razu powiedział, że to powinna być "Balladyna" ze względu na zbliżający się jubileusz Wandy Siemaszkowej, która reżyserowała ten tekst bodajże w 1945 roku. Po "Dziadach" w Poznaniu pomyślałem, że można by jeszcze ze trzy teksty romantyczne wystawić według podobnego klucza, który wywróci myślenie o polskim tekście romantycznym albo po prostu umożliwi przeżywanie go w nowy sposób. A jak konkretnie pracowaliście nad samym tekstem? Zaryzykowaliście eksperyment, tak jak zrobili t