Nie wiem, czy prof. Bogdan Zakrzewski, ten od "Fredry z paradyzu", byłby zadowolony z takiego kształtu przedstawienia, jaki na scenie katowickiej zaproponował Maciej Wojtyszko. Fredrę reżyser porządnie podskubał, wypatroszył i nadział własnym, śpiewającym farszem. Aż 20 piosenek wpompował do tekstu, najczęściej dublując przerwaną w danym momencie akcję lub ją zastępując. Nie zawsze szczęśliwie, jak w słynnym galopie Anieli i Rotmistrza, który bez ozdoby wokalno-muzycznej jest cudownym majstersztykiem i zawsze rozbawia publiczność. Ale reżyser mówi, że skoro umuzyczniono Szekspira czy Shawa, można to samo wypróbować na Fredrze. Zwłaszcza, że tekst "Dam i huzarów" jest bardzo melodyjny i aż prosi się o udowodnienie tego. Postąpił uczciwie i wydłużył tytuł, który teraz brzmi: "Nie uchodzi, nie uchodzi czyli "Damy i huzary". Trzeba przyznać, że przy całej operacji nie naruszył ducha Fredry, nie zamerykanizował go, pr
Tytuł oryginalny
Po kawaleryjsku
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Śląska nr 22