W nocy z soboty na niedzielę w klubie M25 odbyły czwarte urodziny Le Madame
Hasło imprezy brzmiało "Le Ma nie ma". Sądząc jednak po tłumach, które przewinęły się przez M25, pamięć o tym miejscu nadal żyje - pisze Łukasz Kamiński w Gazecie Wyborczej- Stołecznej.
Choć impreza rozpoczęła się ok. godz. 21, tak na dobre wystartowała po 23. Goście wyglądający jak przeniesieni z ulic Berlina z lat 20. i 30. mieszali się z hiphopowcami i młodzieżą alternatywną. Kompletny miszmasz. Wielu mogło się wypatrzyć na wyświetlanych na ścianach zdjęciach z imprez w Le Madame i z kilkudniowej okupacji-obrony przed eksmisją. Występy na dużej scenie zaczęły się od breakdance'owych popisów dziewczyn związanych z berlińską sceną queer. Nie zrobiły jednak większego wrażenia. Za to koncert Skinny Patrini można porównać jedynie do eksplozji atomowej. Ilość energii i siły, którą w swoje występy wkładają wokalistka Anna Patrini i muzyk Michał jest niezwykła, a ich muzyka - syntetyczna jak electro, zawadiacka jak punk rock, hałaśliwa jak koniec świata - wzbudziła ogromny entuzjazm. W nagrodę były bisy. Po chwilowej przerwie po koncercie Skinny Patrini pod główną sceną znów zrobiło się tłoczno. Pojawiła