EN

19.10.2004 Wersja do druku

Po co ten knot?

"Zdarzenie na brygu Banbury" w reż. Urszuli Kijak w Teatrze Polskim we Wrocławiu w opinii Leszka Pułki.

Nie wiem, po co było wystawiać "Zdarzenie na brygu Banbury". W końcu Gombrowicz nie jest świętą krową. Pisał teksty świetne i knoty. Ten jest błahy i - w interpretacji Uli Kijak - zwyczajnie nudny Rok Gombrowiczowski to zbyt wątły pretekst, by wystawiać literackie wprawki autora "Ferdydurke". Opowieść o młodym człowieku, który wsiadł na zły statek, w jakiejś mierze splata się z Kafkowskimi refleksjami na temat losu człowieka uwikłanego przypadkiem w bezduszne tryby losu i bezmózgie instytucje. Tylko że bryg idący ze szprotkami i śledziami do Valparaiso w porównaniu choćby z "Zamkiem" jest dość mizerną metaforą, a postać kapitana Clarke'a budzi pusty śmiech, nie grozę. Prowodyrzy "Zdarzenia", Clarke (Paweł Okoński) i pierwszy oficer Smith (Adam Cywka), są pokracznymi satrapami. Pierwszy przemieszkuje w beczce, drugi szczeka gardłowymi rozkazami, by utrzymać w ryzach trzech sennych matrosów. Nie jest to trudne, bo marynarze przeważnie za

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Po premierze "Zdarzenia na brygu Banbury"

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza-Wrocław nr 246

Autor:

Leszek Pułka

Data:

19.10.2004

Realizacje repertuarowe