W malej sali, aa tle skromnych, dyskretnie staroświeckich dekoracji, Ewa Dałkowska rozpoczyna wieczór piosenek Ordonki. Rozpoczyna żartobliwym pastiszem, jakby chciała przywołać wspomnienia, dba nawet o egzotyczne brzmienie "ł" przedniojęzykowo-zębowego od lat już w polszczyźnie nieobecnego. Stopniowo blaknie pamięć stylu, który przetrwał na zatartych płytach, kolejne interpretacje są coraz swobodniejsze, coraz bliższe współczesnej wrażliwości. Obok najsłynniejszych przebojów Dałkowska śpiewa te mniej znane, śpiewa bez zarzutu. W niektórych utworach towarzyszy jej Piotr Machalica. Machalica także recytuje, recytuje z powodzeniem popisowe monologi przedwojennych gwiazd, nawet tych najjaśniejszych, choćby - Eugeniusza Bodo. Spektakl przebiega nie-: nagannie, tu i ówdzie urozmaicony zabawną miniscenką, reżyserowaną zawsze dowcipnie, z dużą kulturą. A jednak kiedy się kończy, pozostawia jakiś niedosyt, niejasne poczucie zawodu, które niełatwo w
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza, nr 234