Nie jesteśmy Francuzami i nie mamy do Racine'a stosunku nabożnego. Kłopot sprawia nam nawet poprawne wymówienie jego nazwiska - w telewizyjnych zapowiedziach premiery "Fedry" w warszawskim Teatrze Powszechnym pojawiła się nawet wielce francusko brzmiąca wersja wymowy "racę". Cóż dopiero zrobić z osławionym aleksandrynem, którym Racine pisał swe skrajnie wyrafinowane sztuki. Brak narodowego obowiązku w stosunku do dzieł XVII-wiecznych klasyków francuskich skazuje je w Polsce właściwie na nieistnienie. Bo kogo może obchodzić na przykład taka Fedra? Historię Fedry da się opowiedzieć jednym zdaniem: pewna zamężna kobieta, skądinąd królowa Aten, zakochała się w swoim pasierbie Hipolicie i nie dała sobie rady z tym uczuciem. Może dlatego, że nie miała swojego psychoanalityka, którego z pewnością dodałby jej dzisiaj Woody Allen, a może dlatego, że bogowie tak chcieli (a może nawet jeden Bóg, bo u Racine'a przebija się przecież światopogląd chr
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny, Nr 3