"Mizantrop" w Poznaniu i "Skąpiec" w Bydgoszczy. W tym sezonie, drodzy państwo, modna jest klasyka. Z fajerwerkami - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
"Robię to, co Molier" - rzucił w jednym z wywiadów Michał Żebrowski, aktor i dyrektor komercyjnego Teatru 6. Piętro w Warszawie. Miał na myśli jednoczesne reżyserowanie, granie i prowadzenie teatralnego przedsiębiorstwa. Nazwisko francuskiego klasyka to symbol - jak Szekspira i Czechowa. Oznacza teatr, jakiego chcą konserwatyści - utkany z wielkiej literatury i z wielkiego aktora, poważny i uświęcony nimbem francuskiego akademizmu. Ale Molier to przecież także sztuki bezlitosne dla współczesnych i kpiące z ich zakłamania. Gdy Mikołaj Grabowski zrobił w 2006 r. w Starym Teatrze "Tartuffe'a" z szarżującym Krzysztofem Globiszem w roli tytułowego świętoszka, recenzenci w tej satyrze na cyniczną dewocję dopatrywali się aluzji do rządów PiS i ich koalicyjnych bigotów. Publiczność mogła się zadumać, jak to się komedia ludzka wciąż tak samo toczy. Alcest kontra lans Molier aż się prosi o radykalne uwspółcześnienia. Weźmy takiego "Mizantro