W niedzielę w teatrze premiera "Mazepy". - To dynamiczny spektakl, ktoś kogoś goni, kocha, chce się pojedynkować. Ale warto zajrzeć głębiej. Wtedy będzie można dostrzec dramatyczne uczucia.
Tak zapowiadają krótko twórcy przedstawienia. "Za pięć dwunasta" reżyser Krzysztof Prus, scenograf Marek Mikulski i aktorzy wydają się pewni swego. Wyluzowani, z uśmiechem podkreślają, że Marek Walczak, który wciela się w postać Jana Kazimierza, jest łudząco podobny do króla z portretów z epoki. Prus, spoglądając na Jacka Mąkę (gra Wojewodę) i jego syna Łukasza (wciela się w Zbigniewa, wojewodowego potomka) żartobliwie nawiązuje do treści "Mazepy" - gdzie Zbigniew platonicznie kocha Amelię (Katarzyna Anzorge), żonę swego ojca. - Ja się nie wtrącam - mówi reżyser z przymrużeniem oka. Wydaje się, że z takim właśnie lekkim nastawieniem wszyscy podeszli do płockiego "Mazepy". Spektakl ma być dynamiczny, skrojony tak, by prezentował najważniejsze fragmenty utworu Słowackiego. - Owszem, mówimy wierszem, trzymamy się średniówki, jesteśmy ubrani w kostiumy nawiązujące do epoki. Ale gdybyśmy je zdjęli i założyli marynarki, niewiele