- Płocczanie wolą rzeczy lekkie i przyjemne, więc wystawiamy je na dużej scenie. Ambitne rzeczy pokazujemy w "Piekiełku" dla góra 50 osób. Źle się z tym czuję, ale muszę zarobić, by dać papu swoim ludziom - mówi Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru im. Szaniawskiego w Płocku.
Rafał Kowalski: Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu znów zaprosił do współpracy Maję Kleczewską - odważną polską reżyserkę. Powstał szeroko komentowany spektakl "Bracia i siostry". Z teatrem w Wałbrzychu z sukcesami współpracowali Jan Klata, Monika Strzępka. Dlaczego Płock też nie sięgnie po znanego reżysera, który da gwarancję, że o jego dziele będzie głośno w kraju? Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru Dramatycznego w Płocku: - Nasz budżet to ok. 4 mln zł. Muszę utrzymać budynek i dać "papu" moim ludziom - aktorom, księgowej, technikom. Nie mogę więc pozwolić sobie na wyłożenie 100-200 tys. zł na znanego reżysera, skoro jego sztukę z powodu marnej frekwencji pokażę może pięć razy. Rozumiem dyrektora Płockiej Orkiestry Symfonicznej Adama Mieczykowskiego, kiedy mówi "Gazecie", że wystawia sporo komercji, bo tylko na to ludzie chodzą. Płocki teatr ma jednak w nazwie słowo "dramatyczny", a nie "farsowy". Dlaczego teatry w Opolu i