Joanna Kasperek nie gra przygłupiej czy topornej dziewuchy, jakiej moglibyśmy się spodziewać w farsie. Bromia jest zjawiskową postacią, odartą z płci przez kostium i makijaż, nawiązujący do komedii dell'arte - o "Mężu zdradzonym, czyli Amfitrionie" w reż. Bogdana Hussakowskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta.
Można by tę sztukę nazwać po prostu farsą; mamy intrygę bogów Merkurego i Jowisza, komedię pomyłek, zdradzonego męża Amfitriona, a wszystko prowadzi do szczęśliwego i radosnego końca. Przedstawienie toczy się wartko, publiczność reaguje żywiołowo na każdy dwuznaczny żart czy ruch, śmiejąc się i bijąc brawo. To już olbrzymi sukces, aby z pokrytej patyną komedii starożytnej zrobić żywy, zagrany w dobrym tempie spektakl. "Mąż zdradzony, czyli Amfitrion" Plauta w reżyserii Bogdana Hussakowskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach z pewnością takim sukcesem jest. Dużą rolę odegrał tu współczesny przekład Ewy Skwary, która od wielu lat z powodzeniem tłumaczy i wydaje kolejne dzieła rzymskiej literatury starożytnej. Jednak bez dobrej reżyserii, nawet przekład zdałby się na niewiele. To przecież nadal jest tekst starożytny. Mamy trzy jedności: czasu, miejsca i akcji, mamy statyczne sceny, długaśne monologi, wręcz niestrawne dla wsp�