"Porwanie Baltazara Gąbki, czyli Smok & Roll" w reż. Lecha Walickiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Czterdzieści lat temu całymi dniami byłem Winnetou bez Apanaczi, za sto dolarów dało się oszczędnie pociągnąć ze trzy bite miesiące, w czarno-białym telewizorze kreskowy Smok Wawelski, tropem porwanego Baltazara Gąbki, przez krainę Deszczowców sunął na dobranoc, a pół godziny później, na nitce między jawą a snem, słuchałem jak, w mitycznej pieśni kapeli The Doors, jeźdźcy burzy jadą przez burzę, i cichych pyknięć, kiedy wtopiony w mruk Jima Morrisona mój starszy brat Jacek rytmicznie wypluwał za okno tytoń podwędzonego ojcu Giewonta bez filtra, lękliwie zerkając zza firanki na kapryśny adapter Bambino i na klamkę drzwi wiodących do pokoju starych, bo przecież jakby tak matka wpadła znienacka - znów byłaby afera nie z tej ziemi, a ojciec, przyjmując pryncypialną orację i malowniczo rwąc włosy z łysej głowy, znów musiałby udawać, że w rodzinie stało się coś niewyobrażalnie grzesznego. Bo syn, tak jest, twój, Karolu, syn pierwor