NA fali zmian i głośnej, dziś W świecie "pieriestrojki" (zachodnie pisma poświęcają jej całe obszerne dodatki, przykładem mediolańskie "Europeo") oglądamy we wrocławskim Teatrze Współczesnym im. W. Wiercińskiego, którym kieruje i dobrze sobie poczyna człowiek z Krakowa, Jan Pochyra, "Zezowatego szczęścia ciąg dalszy" według Jerzego Stefana Stawińskiego. Książka Stawińskiego "Smutnych losów Jana Piszczyka ciąg dalszy" wyszła nakładem "Czytelnika" w roku ubiegłym, teraz m.in. Maciej Domański inscenizował ją i reżyserował, pokazując widzowi ciąg dalszy losów Jana Piszczyka, który znany jest polskim wodzom z niezapomnianego "Zezowatego szczęścia" z Bogumiłem Kobiela w roli tytułowej. Właściwie Kobiela, którego zbyt krótkie życie zostało przerwane nagle w 1969 r., tak wybitnie zaciążył nad tą postacią,, że Piszczyka utożsamialiśmy tylko z nim, nie wyobrażając sobie nikogo innego w tej roli. Gdy jednak zobaczyłem znakomitego Henryka Talara, odtąd Piszczyka utożsamiam z tym aktorem, choć i tak gdzieś w podświadomości widoczny jest nieodżałowany Kobiela.
Są to jednak dwa odmienne portrety pechowca Piszczyka. Piszczyk Kobieli to raczej żałosny obraz nieszczęśnika, choć i pobudzający do szczerego śmiechu (charakterystyczny głos, wygląd zewnętrzny aktora). Piszczyk Henryka Talara, występującego gościnnie, dziś jednego z najbardziej popularnych aktorów przede wszystkim filmu, a następnie telewizji, to Piszczyk doświadczony życiem, bardziej może poważny niż satyryczny, choć i tak pozostało w nim sporo śmiesznostek i zabawnego podejścia do rzeczywistości. A więc Piszczyk więcej dojrzały i świadomy, choć znowu wpadający w nieszczęścia i kłopoty. Reżyser i inscenizator ustawił go nieco inaczej niż, autor, w dodatku wprowadził na scenę autora rozmawiającego i dyskutującego ze swoim bohaterem, próbującego powstrzymywać go przed nierozważnymi krokami. W inscenizacji nie unika się takich np. sytuacji, jak pierwszomajowe pochody, zamieniające się wówczas w prawdziwe jasełka (psy z twarzami zachod