Mamy więc, za sprawą reżysera Andrzeja Marii Marczewskiego i zespołu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, sceniczną wersję przygód Jana Piszczyka. Pamiętamy świetny film Andrzeja Munka "Zezowate szczęście" i Bogumiła Kobielę, który wówczas tworzył bodaj najciekawszą ze swoich ról filmowych. Film został zrealizowany na podstawie pierwszej części powieści Jerzego Stefana Stawińskiego "Sześć wcieleń Jana Piszczyka". Rok temu autor opublikował dalsze dzieje swojego bohatera. Książka, nie bez powodu, stała się wydarzeniem artystycznym i została laureatką Warszawskiej Premiery Literackiej w czerwcu 1986 roku.
Najpierw kilka słów o samej powieści. Stawiński nie ma szczęścia do krytyków - scenarzysta "Kanału" i "Eroiki" został uznany za tzw. pisarza popularnego, chętnie czytywanego przez tzw. prostych miłośników książek. A u nas jest to raczej wątpliwy komplement, który sytuuje autora "Tajemnicy maszynisty Orzechowskiego" w kręgu literatury którejś-tam-kategorii. Poważny krytyk nie będzie się zajmował omawianiem tzw. czytadeł... Taki pogląd bardzo krzywdzi Stawińskiego, który nadal jest pisarzem niedocenionym i nie waham się tego określenia - znakomitym. Ma swój własny, często krytyczny, a bardzo przenikliwy osąd najnowszej historii naszego kraju. Dowodem tego - "Smutnych losów Jana Piszczyka ciąg dalszy". Przedstawiając przygody swojego bohatera Stawiński w istocie kreśli najnowsze dzieje Polski. Ów Piszczyk niczym Wolterowski Kandyd w gruncie rzeczy pragnie spokojnie kopać swój ogródek, jednak ciągłe wiry czy też burze historii, wciągają go w