Teatr Telewizji wypracował sobie własny język, ani do końca teatralny ani filmowy, choć czasem jest też przestrzenią wprost przenoszącą do polskich domów ciekawe spektakle z sal teatralnych - pisze Piotr Zaremba w Teologii Politycznej.
"Nie bądźcie nowocześni, bądźcie rzetelni" - pisał kiedyś Zbigniew Herbert do studentów Akademii Teatralnej w Warszawie. Całe jego posłanie wisi do dziś w tej szkole. Przytoczyła je wielka polska aktorka Anna Seniuk podczas festiwalu Dwa Teatry w Sopocie. Można by je uznać za motto Teatru Telewizji. Jego niedawne odrodzenie to zasługa Ewy Millies-Lacroix wspieranej przez takich ludzi zainteresowanych obecnością sztuki w publicznej telewizji jak Jan Tomaszewski, doradca zarządu TVP. Ten gatunek (a może ta instytucja) wypracował(a) sobie własny język, ani do końca teatralny ani filmowy, choć czasem jest też przestrzenią wprost przenoszącą do polskich domów ciekawe spektakle z sal teatralnych. Stawia na nieco przystępniejszą niż przewidują teatralne mody formę, swoisty teatr środka. Nie rezygnuje z popularyzacji klasyki, często już słabo obecnej w normalnych placówkach teatralnych. Wypełnia nawet pewne zadania, których zwykłe teatry podejmuj