Poszedłem w dniu premiery na "Antygonę" Sofoklesa do warszawskiego Ateneum. Już samo miejsce wydało mi się magiczne - teatr obchodzi 90-lecie, a ja bywam w nim od ponad 40 lat - pisze Piotr Zaremba w kolejnym felietonie z serii "Teatr według Zaremby" dla Teologii Politycznej.
Lubię premiery, bo zawsze są świętem teatru. Oczywiście, jeśli całkowicie odrzuca mnie przedstawienie, unikam popremierowych bankietów, bo o czym wtedy rozmawiać z twórcami? Ale jeśli jest przynajmniej poprawnie, uważam, że zasługują na dobre słowo i miły gest. To zawsze są ludzie po wykonaniu ciężkiej pracy. Ileż razy obserwowałem tę euforię pomieszaną z ulgą, ale i pełnym niepokoju wyczekiwaniem: "kupili nasze dzieło czy nie?" Poszedłem w dniu premiery na "Antygonę" Sofoklesa do warszawskiego Ateneum. Już samo miejsce wydało mi się magiczne - teatr obchodzi 90-lecie, a ja bywam w nim od ponad 40 lat. Zawsze był to teatr bardzo dobry, przed wojną wtopiony w plebejskie Powiśle, lewicujący, po wojnie autorskie dzieło Janusza Warmińskiego, który kierował nim przez 42 lata, do śmierci w 1996, zapewniając nam w PRL-u bliski kontakt z teatralnymi zachodnimi i polskimi nowinkami, czasem też z dobrą, choć zwykle tą bardziej kameralną, klasyk�