- Scena to terytorium nieograniczonej wolności. Każdy próbuje na niej zaistnieć na swój sposób. Ale buntuję się przeciw robieniu wszystkiego podszewką do góry. No i do tego w teatrze polskim przybył nam ktoś nowy - inaczej uprawiający zawód i pojmujący go. Jest nim barbarzyńca bez znajomości tradycji i obyczaju teatralnego, za to pewny siebie - mówi aktor Piotr Fronczewski.
"Plus Minus": Ma pan tak duży kapitał zaufania u widzów, że jest mrocznym przedmiotem pożądania dyrektorów wielu teatrów. Tak jest przynajmniej od lat 70., które puentował słynny cytat z "Misia" Barei. Stanisław Tym w roli Ryszarda Ochódzkiego imponował kochance i młodej adeptce filmu słowami: "Oni chyba wszyscy poszaleli! Fronczewskiego chcą ze mnie zrobić!". Jak pan to przyjmuje? Piotr Fronczewski: Mam wrażenie, że z poczuciem humoru, które mnie nie opuszcza. Jeszcze. Choć wyblakło bardzo. Wiele mnie śmieszy, ale coraz mniej chce mi się śmiać. Nie bardzo mam skłonność do śmiechu, do zabawy. Moje doświadczenie jest chyba takie, że oglądam rzeczywistość zza matowej szyby, z dystansem. W "Hallo Szpicbródka" zagrał pan króla kasiarzy, który uciekając przed policją, obiecał ukochanej otwarcie własnego teatru w Wiedniu. Żegna się pan z Ateneum i będzie grał w nowo powstającym warszawskim teatrze Scena Spektrum. To będzie pana teatraln