"Rigoletto" w reż. Gilberta Deflo w w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.
Nieczęsto zdarza się dziś w operowych teatrach, aby bezpośrednio po podniesieniu kurtyny sama już sceneria spektaklu spotykała się z żywym aplauzem publiczności. Tak jednak właśnie dzieje się na wznowionych niedawno w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej przedstawieniach "Rigoletta" w reżyserii Gilberta Deflo (odświeżonej przez Beatę Redo-Dobber) i oprawie scenograficznej Ezia Frigerio. I nic dziwnego: pyszna wystawa I i III aktu opery Verdiego (gdzie akcja toczy się we wnętrzach książęcego pałacu) rzeczywiście rwie oczy. Nie dlatego jednak, rzecz jasna, wracamy dziś do tego barwnego spektaklu, którego premiera miała miejsce równe dziesięć lat temu. Główną bowiem przyczyną jest fakt, że 21 i 23 marca dał się tu słyszeć w partii księcia Mantui młody tenor Piotr Beczała, rodem ze Śląska, odnoszący od kilku już lat świetne sukcesy w czołowych teatrach Europy a ostatnio także w Operze Metropolitan, dotąd jednak nie oglądany na żadnej polski