Artyści i teatrolodzy biją na alarm: polski teatr tkwi w toksycznych relacjach i potrzebuje terapii, wypracowania nowego modelu współżycia. Ale nawet zwolennicy wygładzania hierarchii w instytucjach teatralnych mówią: to nie takie proste - pisze Szymon Kazimierczak w miesięczniku Teatr.
Od kilku lat w polskim środowisku teatralnym nabiera tempa bardzo szczególna dyskusja. Choć uczciwie byłoby zaznaczyć, że tak naprawdę trwa ona pewnie już całe dekady, w trakcie których zmieniał się i teatr, i świat wokół niego. Jednak dopiero niedawno tematy, o których do tej pory nie mówiło się głośno, wychodzą z obiegu plotkarskiego i anegdotycznego - z bufetów i kawiarni - na łamy branżowych periodyków, książek, na konferencyjne sale. I dopiero od niedawna pojawia się też język, który pozwala o tych sprawach mówić publicznie. Dyskusja dotyczy tego, "czego nie widać", tego, jak urządzona jest kuchnia teatralnych instytucji, jak kształtują się w ich murach wzajemne relacje pracowników, tego, czym w ogóle jest praca w teatrze, kto w nim ma realną władzę, w jaki sposób ją sprawuje i jaki to ma wpływ na metody powstawania teatralnych produkcji i na życie teatralne jako takie. Punktem wyjścia jest diagnoza wywodząca się z relatywnie n