"Wesele Figara" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Joanna Trwoń w Gazecie wyborczej - Kraków.
Piłuje się tutaj uszy, oczy i poczucie sensu. Poczucie humoru i poczucie przyzwoitości. Mozarta i da Pontego. Operę i teatr. Wszystko po to, aby zabawić - ale piłowanie jest nużące i zgrzytliwe. Pomysł był ryzykowny. Wystawienie opery Mozarta siłami teatru dramatycznego, w dodatku teatru specjalizującego się w przedstawieniach dla dzieci. Aktorzy śpiewają więc Mozarta, a raczej - usiłują podśpiewywać głosami nawykłymi do interpretacji mniej wyrafinowanych kompozycji o Czerwonym Kapturku czy Kopciuszku. Śpiew ten jest przeważnie przykry dla uszu, bo mistrzowskie arie i ansamble w tym bardzo amatorskim wykonaniu więdną i tracą sens. Ani w nich muzyki, ani dramaturgii, ani uczuć. Zwłaszcza że od czasu do czasu słyszymy prawdziwe "Wesele Figara" (z płyty), co bezlitośnie obnaża bezsensowność wysiłku aktorów i mizerię całego pomysłu. Z rzadka któryś z aktorów pokazuje, że potrafi wydobyć z siebie czysty ton, nawet parę taktów, ale czy to jaka