Jurij Lubimow, twórca Teatru na Tagance, wyznał niedawno: "Często oglądając jakiś spektakl jako widz nie mogę w żaden sposób zrozumieć, po co właśnie teraz go zrobiono. Chyba że jest on zrobiony tak wspaniale, iż mogę ostatecznie wybaczyć" ("Tygodnik Powszechny", 1989, nr 8). Słowa te wypowiedziane zostały na spotkaniu z ludźmi teatru - w Sztokholmie, 13 listopada 1988, wkrótce po premierze "Mistrza i Małgorzaty", przygotowanej przez Lubimowa w tamtejszym teatrze "Dramaten". Jest to wyznanie człowieka znającego na wskroś osobliwości i magię teatru, a przy tym - jak mało kto - świadomego jego powinności. Wyznanie człowieka starego, uczynione pod koniec drogi twórczej. A zatem - chyba nie nazbyt pochopne. Oczywiście, podobne myśli nachodzą wielu. Wśród nich i mnie. Dlaczego więc wspieram się autorytetem Lubimowa? Cóż, jestem człowiekiem z zewnątrz; podejrzliwym, nieco zepsutym widzem. Łatwo mnie posądzić o nazbyt utylitarny stosunek do
Tytuł oryginalny
Piłowanie Wiedeńskiego Lasku
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 4