Utożsamienie Jezusa z upadłym aniołem to jedyna herezja w tym arcychrześcijańskim spektaklu, na który powinno się posyłać uczniów ze szkółki niedzielnej. Choć nie taka znów nowa: nieczytelna kolubryna Johna Miltona "Paradise Lost", w której ten pomysł się pojawił, po dziś dzień uchodzi za arcydzieło - o "Golgocie Picnic" w reżyserii Rodriga Garcii pisze Tadeusz Komendant w Twórczości.
1. Nigdy publicznie nie wypowiadałem się o teatrze, choć wiele godzin spędziłem w ciemnych salach i podstawową literaturę przedmiotu znam (takie na przykład "Dziady" Swinarskiego - zglanowane przez Miłosza - oglądałem w Krakowie; "Samuela Zborowskiego" z Henrykiem Bistą, do czasu "Sprawy" Jarockiego chyba jedyne rozumne wystawienie tej dziwacznej sztuki - zrobił to Helsztyński, do dziś pamiętam niektóre sceny i pustą widownię - widziałem w Sopocie; na "Odprawę posłów greckich" z muzyką Tadeusza Woźniaka natrafiłem w Białymstoku, tam też obejrzałem "Sen srebrny Salomei", wspaniałe przedstawienie, ale reżyser umarł, toteż ani reżysera, ani przedstawienia nikt nie pamięta; wczesne jeleniogórskie spektakle Krystiana Lupy, w których mieszała się metafizyka Witkacego z patafizyką Jarry'ego, najzwyczajniej mnie powaliły; szum deszczu z czechowowskich przedstawień Rudolfa Zioły po dziś dzień mnie prześladuje. Tak samo niczego nie starałem się t�