Spektakl staje się długim, przejmującym i bolesnym spojrzeniem w otchłań, w pustkę. A otchłań, jak przestrzegał Nietzsche, zawsze zagląda w nas - o "Podróży zimowej" w reż. Mai Kleczewskiej, koprodukcji Teatru Polskiego z Bydgoszczy oraz Teatru Powszechnego z Łodzi, pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
Maja Kleczewska zabiera nas w zimową podróż. Podróż ta stanowi najdojrzalszy i bodaj najwyrazistszy manifest twórczej i etycznej postawy reżyserki. Oparty na tekście Jelinek spektakl stanowi sugestywny przegląd najmroczniejszych zakamarków ludzkiej natury. Przy akompaniamencie pieśni Schuberta schodzimy coraz niżej, coraz głębiej po kręgach dantejskiego piekła. Zaglądamy pod powierzchnię społecznej fasady, kulturowego gorsetu, konwenansu; do dźwiękoszczelnych piwnic, w których poukrywaliśmy nasze grzechy. Przyglądamy się doświadczeniom granicznym. Seksualne fantazmaty, popkulturowe fetysze, przemoc i śmierć, choroba, cierpienie, samotność, uprzedmiotowienie, rozpacz. Chaos idei, nieustanny rozpad świata odartego już nie tylko z obietnicy metafizycznej, lecz także pozbawionego wiary w możliwość jakiegokolwiek osądu oraz w kantowską obietnicę kategorycznego imperatywu upodmiotawiającego byty. Pusta przestrzeń, krwistoczerwona podłoga, z trzech