Bywa, proszę państwa, ze ktoś popada w taki zachwyt nad własnym dziełem, że nie może od niego oderwać oczu i pragnie, by inni je również podziwiali Nie wiadomo, czy zaczęło się to od króla Cypru, Pigmaliona, który po amatorsku uprawiał rzeźbiarstwo (nie wykluczam, że ze szkodą dla sprawowania rządów). Po wyrzeźbieniu posągu pięknej dziewczyny tak się w nim zakochał, ze błagał Afrodytę, by mu istotę równie piękną naraiła za żonę, bogini zaś doszła do wniosku, że najpraktyczniej będzie po prostu ożywić posąg. Jak układało się życie Pigmaliona z istotą powołaną do życia - o tym mitologia milczy, nie dziwi więc, że znany z przekory brytyjski dramaturg irlandzkiego pochodzenia, jeden z najsławniejszych autorów swojej epoki, Bernard Shaw, postanowił tego dociec. Uwspółcześnił więc mit o Pigmalionie, podstawił w miejsce króla profesora fonetyki i wielkiego ekscentryka, profesora Henry Higginsa, który umyślił sobie w celach
Tytuł oryginalny
Pigmalion z musicalu
Źródło:
Materiał nadesłany
Odgłosy nr 43