Spektakl wygląda jak dziecko twórcy, który się boi, co o nim powiedzą, jak on powie o jedno słowo za wiele - o "Pieszo" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.
Na "Pieszo" Anny Augustynowicz gdańska publiczność czekała długo i z zaciekawieniem. Nieczęsta obecność znaczących reżyserskich nazwisk w Trójmieście musi nieść za sobą dużo emocji. Może to nauczka na przyszłość, by umieć poskromić swoje oczekiwania - znów za wysokie.
Zaczyna się tajemniczo. Ciemna obrotowa scena, na której leży kamień-pocisk zatacza koło. Krąg zatoczy też historia. Jej uosobieniem zdaje się być Chochoł. Biała, wypudrowana twarz czyni z niego postać z przeszłości. Powraca jak mara, złudzenia, klisza pamięci wywiedziona prosto z bronowickiej chaty. Nie wprawi gości w marazm, bo ze skrzypiec "został mu się jeno