Anna Netrebko śpiewa w Paryżu, także w Madrycie, Wiedniu i Niemczech. Nie ona jedna. Na europejskie afisze wracają inni ulubieńcy reżimu. I to z błogosławieństwem takich polityków jak Giorgia Meloni. Pisze Anna S. Dębowska w „Gazecie Wyborczej”.
Nazwisko Anny Netrebko pojawiło się na widocznym z daleka elektronicznym banerze umieszczonym na fasadzie paryskiej Opera Bastille – tym samym, na którym na wiosnę wyświetlano kolory ukraińskiej flagi.
Słynna sopranistka wystąpiła na tej scenie w czwartek, 15 grudnia w roli Leonory w "Mocy przeznaczenia" Giuseppe Verdiego. Zaśpiewa jeszcze 21 grudnia.
Liczyłam na jakieś słowa sprzeciwu, na protesty, buczenia, gwizdy, może nawet rozwieszenie flagi ukraińskiej w proteście przeciwko występowi jednej z najbardziej kojarzonych z reżimem Putina rosyjskich artystek. Francuzi byli zachwyceni i gorąco oklaskiwali gwiazdę.
Z kultem trudno dyskutować, a Netrebko ma swoich licznych wyznawców, którzy pozostają jej wierni, mimo wątpliwej jakości postawy moralnej idolki. Netrebko ma piękny głos, to prawda, choć w trwającej blisko cztery godziny "Mocy przeznaczenia" nie zawsze brzmiał on z równą siłą i blaskiem. Zdarzały się poważne błędy intonacyjne, całe frazy za nisko. Jednak jej głos płynął swobodnie i miękko, na jednym łuku, artystka dysponuje przecież pierwszorzędną techniką wokalną. Ma też w sobie magnetyzm, który znakomicie sprawdza się na scenie. Mówi się, że jej głos najlepiej brzmi w muzyce rosyjskiej. Coś w tym jest – chciałoby się więcej dramatycznej siły w jej wykonaniu Verdiego.