Dla wielu obserwatorów lekcje śpiewania wciąż pozostają zagadką. Tysiące ludzi z własnej woli gromadzących się na Rynku, stojących nieraz w deszczu, w zimnie, po to, żeby przez dwie godziny śpiewać patriotyczne pieśni? Już od dawna o czymś takim nikt w Polsce nie słyszał - pisze Jarosław Armatys w Polityce.
Od czterech lat stolarz Waldemar Domański i kabareciarz Kazimierz Madej spieszą na krakowskim Rynku świętom państwowym na ratunek. Uczą śpiewać pieśni patriotyczne. Kiedy 10 listopada 2002 r. wyszli na Rynek, Domański w stroju krakowiaczka, a Madej w mundurze legionowego strzelca, trzymając transparent z napisem: "Protestujemy przeciwko smutnym świętom państwowym! Patriotyzm nie musi być cierpieniem!" - zebrała się wokół nich grupka krakowian. - Czego chcecie od marszałka, czemu Święto Niepodległości wam przeszkadza? - dopytywał się starszy pan. Poparli go gniewnym pomrukiem inni mężczyźni. Musieli wyjaśniać, że nie, że Święto Niepodległości im nie przeszkadza. Tylko czemu musi być takie smutne? W Święto Niepodległości Polacy, tak jak inne narody, choćby Amerykanie i Francuzi, powinni przede wszystkim cieszyć się z odzyskanej niepodległości. Domański i Madej tłumaczyli, że jeśli pozostawi się święta urzędnikom, to coś, co spaja Po