"Pieśń kozła" to nazwa dla teatru nieco ekscentryczna, warto jednak pamiętać, że to dosłowny przekład słowa "tragedia". Ale też nazwa podkreśla podstawowy środek wyrazu zespołu afiliowanego przy wrocławskim Ośrodku Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego. Śpiew jest tu naczelnym budulcem widowiska. Artyści traktują swe ciała jak pudła rezonansowe, piętrzą głosy w rozwibrowane akordy, konstruują skomplikowaną harmonikę wychodząc od tonu podawanego przez niewielki, ale potężnie "basujący" instrument. Melodyka prezentowanych pieśni jest surowa i kanciasta, wyśpiewywana pełnym gardłem, dobitna i ekspansywna. Porywa i zagarnia w siebie emocje widzów, tym mocniej, gdy towarzyszy jej ekstatyczny taniec. Gorzej ze ściśle teatralną stroną widowiska. Nosi ono tytuł "Kroniki powstałe na podstawie eposu o Gilgameszu". Nawet jednak ci spośród widzów, którzy zetknęli się ze starobabilońską opowieścią, mają kłopoty z rozpoznaniem postaci i rudymen
Tytuł oryginalny
Pieśń Kozła
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 50