EN

16.08.2022, 10:43 Wersja do druku

Pieśń kawalerów księżyca

Sierpień. W Gdańsku po raz dwudziesty szósty Festiwal Szekspirowski – a w pamięci ulubiony wariant „To be, or not to be”, najsłynniejszego z Szekspirowskich monologów:

„Pić albo nie pić – oto jest pytanie
Nad którym ludzkość biedzi się daremnie.
Lecz przecież prosto odpowiedzieć na nie:
Nie pić jest… zdrowo, ale pić – przyjemnie.
I zaraz łatwiej trafić w rzeczy sedno.
Skoro nas wszystkich czeka dół grobowy –
Żyj w przyjemności! Czy nie wszystko jedno,
Czy umrzesz bracie mniej czy bardziej zdrowy?
Spotkasz pijaka – do domu odprowadź,
Aby pod trambal nie wpadł niespodzianie,
Bo kto pijaka nie umie szanować,
Ten w niebie – kropli wódki nie dostanie”.

Napisał to arcydziełko przed z górą stu laty Henryk Zbierzchowski, lwowiak z urodzenia, serca i duszy (stąd ów „trambal” w tekście), poeta, prozaik i dramatopisarz, współtwórca teatrzyków, niestrudzony bywalec Naftuły, Atlasa i Kozioła oraz wszelkich innych lokali z wyszynkiem (wiedział więc, o czym mówi), bard Miasta Zawsze Wiernego i ostatni peleryniarz Młodej Polski, której odejścia nigdy nie przyjął do wiadomości, niezmiennie wędrując po ulicach Lwowa jako najwspanialszy anachronizm. Jego Walc nocy, czyli „pieśń kawalerów księżyca” („Gdy ciemność zapada, a światła latarń zapłoną”), to obok Wiatr za szybami śmieje się pieśń-symbol młodopolskiego kabaretu. A gdy pozazdrościł Wiedniowi majestatycznego Wien, Wien, nur du allein – po prostu ułożył do muzyki Rudolfa Sieczyńskiego (Austriaka polskiego pochodzenia) tekst własny, Piosnkę o naszym Lwowie z refrenem:

„Lwów, Lwów, jak cudnie brzmi
I jak nam tętni to słowo w krwi.
Ten tylko poznał wartość twą
Kto cię obdarzył rozstania łzą.
Lwów, Lwów, jak cudnie brzmi
I jak nam tętni to słowo w krwi.
O drogie, słodkie ty miasto me,
Tu żyć i umrzeć chcę”.

To ostatnie nie było Zbierzchowskiemu dane. Zawieruchą kolejnej wojny rzucony do Krynicy, zmarł w 1942 roku i spoczął na tamtejszym cmentarzu. Tymczasowo, a w istocie chyba już na zawsze. 6 listopada upłynie osiemdziesiąta rocznica Jego śmierci.

Piewca innego wspaniałego, bohaterskiego miasta, warszawiak Stefan Wiechecki, w sierpniu 1920 roku nie był jeszcze Wiechem, lecz wachmistrzem i adiutantem dowódcy 2. pułku ułanów. W wojnie z bolszewicką Rosją zasłużył na Krzyż Walecznych. W Polsce Niepodległej został dyrektorem Teatru Popularnego na Woli (w pobliżu Kercelaka), a gdy ten padł z hukiem, zajął się dziennikarstwem. Sprawozdania z sądu grodzkiego rychło przerodziły się w pisane warszawską gwarą (starannie stylizowaną) mistrzowskie miniatury, które dawnej Warszawie zapewniły pamięć, a Wiechowi zasłużoną sławę. W okresie związków z teatrem pisywał też popularne utwory sceniczne. Porucznik Pierwszej Brygady oraz Bitwa pod Radzyminem czyli śmierć ks. Skorupki ukazały się drukiem – we Lwowie. Przeznaczone dla zespołów amatorskich są dziś raczej dokumentami czasu niż literaturą, warto jednak – bo i pora stosowna – przywołać fragmenty Bitwy pod Radzyminem, skoro takiego Wiecheckiego nie znamy, a i przyszły Wiech też się tu miejscami przebija:

„AKT I. Scena 4.

JÓZIEK (wypada z bramy z paczką gazet): Nadzwyczajny dodatek!! Z „Porannego” dodatek… nadzwyczajny!! Odezwa Naczelnika Państwa!! Nadzwyczajny dodatek!!! […]

LOKATOR (z I piętra): Co tam nowego?

JÓZIEK Dziadek odezwę do całego narodu wypisał. Wszyscy na front.

LOKATOR 1: A bolszewik?

JÓZIEK: Idzie, idzie w zęby kopany na Warszawę, ale już niedługo. Dziadek parę zbiera – jak mu da byka, to go cholera weźmie.

LOKATOR (z I piętra): Co się tam stało?

JÓZIEK: Straszne nieszczęście!

Zabicie raka

przez Felka chojraka,

zamordowanie muchy na ścianie.

Nadzwyczajny dodatek!

LOKATOR 4: Idź precz, łobuzie!

JÓZIEK: Te, lebiega! Za darmochę chce wiedzieć, co się dzieje. Wariat, Wisła się pali! Dodatek nadzwyczajny. Z „Porannego” nadzwyczajny. Odezwa Naczelnego Wodza, ostatni numer. Redakcja zamknięta i do wojska wzięta. […]

Scena 9

HIACYNT (dozorca) wyszedł zamiatać, poruszył parę razy miotłą, rzuca ją o ziemię, podchodzi do okna Lokatora 1 (szewca), który czyta jeszcze dodatek: A co tam pan Raczek wyczytał w gazetach na szczot wojny, kto kogo bije, nasze bolszewików, czy bolszewicy naszych?

LOKATOR 1: Póki co to niby wygląda, że nasze słabsze, ale wszystko przez to, że jedności w narodzie nie ma. Pan Piłsudski odezwę wydał, że jak się naród zjednoczy, bolszewika pobije. Śliczna odezwa, już trzy razy czytałem […]

Scena 10

LOKATOR 1: Cóż to sąsiad już jatkę zamknął tak wcześnie.

RZEŹNIK: Kiedy Warszawa w niebezpieczeństwie, to zrazowa może poczekać. Nie czas na pierwszą krzyżową, kiedy trza iść na pomoc Pierwszej Brygadzie.

LOKATOR 1: Brawo, brawo, panie Kiełbasiński, tak zawsze bywało, cechy warszawskie zawsze spieszyły na pomoc Ojczyźnie. Bić Moskali to dla nas nie nowina. Jeszcze Kiliński z Sierakowskim dobrze im skórę wyłatali na Miodowej i Starówce. […]

RZEŹNIK: No to do widzenia, trza się wyszykować. Franek, na ramię broń. (Kładzie topór na ramieniu, czeladnik robi to samo, wchodzą do sieni).

LOKATOR Chodź no pan Hiacenty do mnie na kielonek, bo mdło mi się ze wzruszenia zrobiło. […]

Scena 13

[…]

JELEŃSKI: Pan do wojska, do jakiego?

MÜLLER: Do polskiego. Natürlich. Zapisałem się dziś jako freiwilliger ochotnik.

JELEŃSKI: Pan…? Niemiec…?

MÜLLER: Ja jestem łódzki Niemiec. W Łodzi się nauczyłem tkactwa, w Łodzi poznałem moją Gertrudę, w Łodzi zostałem majstrem, w Łodzi się ożeniłem, tam się urodzili mój Hans, mój Karl i Friedrich, tam na cmentarzu w małym grobie leży mój mały słodki Willi. Tam żyją moje córki – żyją zdrowo i szczęśliwie. Teraz słychać, bolszewik idzie na Warszawę, a potem on pójdzie na Łódź, zniszczy fabryki, rozpędzi robotników, dzieciom moim przyniesie głód. To co ja mam robić? Ja idę do wojska nie dać, bronić. Ja wezmę karabin, nałożę bagnet i przeklętemu bolszewikowi wszystkie flaki wypuszczę. Pszakreff! Niech żyje Polska! […]

AKT II. Scena 2.

JERZY DREWICZ i ochotnicy 1 komp. 236 pp. […]

JERZY: Słuchaj no, chłopcze, pójdziesz na wywiad. […] Przejdziesz na drugą stronę drogi pod wierzby i tam poczekasz, aż nasi przejdą. Potem, jak się dobrze rozwidni, wdrapiesz się na najwyższe drzewo i będziesz uważał na ten las. Jak zobaczysz, że coś się pod lasem rusza, zaraz dasz mi znać rakietą

JÓZIEK: Rozkaz, panie poruczniku.

JERZY: A nie boisz się?

JÓZIEK: Ja? O rany, panie poruczniku, miałbym się bać… takich dziadów, ja szwaba dwa lata temu z Antkiem Buldokiem na Ogrodowej ulicy rozzbroiłem. Już lecę. […]

AKT III

[…]

JERZY: Panie generale, melduję posłusznie, […] oto niosą tu podniesione z pola zwłoki dziecka bohatera, szarego gazeciarza warszawskiego, który stawał w boju, jak na prawego Polaka przystało. Nim te zwłoki do grobu złożone zostaną, proszę o odznaczenie ich tym najwyższym krzyżem wojskowym.

(Daje znak, dwaj żołnierze wchodzą z noszami, na których leżą zwłoki Jóźka, przykryte płaszczem żołnierskim)

GENERAŁ: Za zasługi bojowe i cnoty rycerskie, okazane w tak młodym wieku, mianuję ochotnika ś.p. Antoniego Kaczora kapralem, dekorując go jednocześnie orderem Virtuti Militari.”

A jak mi kto będzie nawet na najpiękniejszym koncercie w tekście Sanitariuszki Małgorzatki zmieniał „w dali głucho walił PIAT” na „w dali cicho szumiał wiatr”, to… nadal będę mu wdzięczny za wzruszające, niezwykłe wydarzenie, ale co sobie z warszawska czy z lwowska pomyślę, to moje. Czego i Państwu życzę.

Tytuł oryginalny

PIEŚŃ KAWALERÓW KSIĘŻYCA

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Jarosław Komorowski

Data publikacji oryginału:

11.08.2022