Teatr Atelier wystawił na próbę nasze dobre samopoczucie, serwując nam opowieść z życia wziętą, ostro zakrapianą alkoholem. Premierę spektaklu "Do dna", złożonego z dwóch jednoaktówek, obejrzała autorka - Ludmiła Pietruszewska.
- Dobrze, że jesteś - mówi pijany Wala do pijanej Eli Smirnowej w finale przedstawienia. Takich ludzkich odruchów jest w "Do dna" niewiele. Jeszcze tylko Polina i Rita przytulą Elę, kiedy ta skończy swą drastyczną opowieść o skrobance. Przypływ czułości zdarzy się też Kosti, który obsypie pocałunkami zrozpaczonego po śmierci matki Paszę. Wszystkie te wspaniałomyślne gesty są, rzecz jasna, bardzo człowiecze, ale rodzą się po pijaku. Bohaterowie pierwszej części "Cinzano" spotykają się w piątkowy wieczór, by się napić. Cztery butelki włoskiego wina rozwiązują im języki, otwierają dusze, pozwalają wybełkotać prawdę o swoim zmarnowanym życiu. A zaczyna się tak niewinnie. Wala (Jarosław Tyrański) i Kostia (Krzysztof Gordon) pojawiają się u Paszy (Marek Richter) z siedzeniem i wyniesionym z tramwaju... I choć Wala łapczywie je kiełbasę, Kostia dygocze w oczekiwaniu na alkohol, a Pasza niechcący zrzuca wieszak - wcale nie jest śmiesznie.