"SAMUEL ZBOROWSKI" Trwogą i drżeniem napełnia mnie zwykle słowo adaptacja, drukowane często na afiszach teatralnych premier. Zarazą tą skażone bywają dzieła już nie tylko największych naszych klasyków, ale także teksty drugo- i trzeciorzędnych pisarzy z przeszłości; nawet z beniaminkiem klasyki, Witkacym, zanim dostąpił zaszczytu wrzucenia do młynka lektur szkolnych, postępuje się równie bezceremonialnie. A jednak jest rzeczą oczywistą, że większość najcelniejszych nawet dzieł przeszłości wymaga pewnego oczyszczenia, pewnych zabiegów artykulacyjnych, gdyż - pokazywane in crudo - uczyniłyby ze sceny muzeum, i teatr bardziej lub mniej żywy. Rzecz więc w tym, jaką intencję wyraża i jaki zakres decyduje się przyjąć adaptator; najważniejsze zaś, czy pozostaje w obrębie dzieła, czy też porywa się na jego "poprawianie". Biorąc do ręki "Dziady", "Zemstę", "Horsztyńskiego", "Don Juana" czy "W małym dworku" - nietrudno, przy pobieżnej naw
Tytuł oryginalny
Pierwsze sceny do definicji teatru
Źródło:
Materiał nadesłany
Kontrasty nr 6