Zalążkiem obecnej Opery Warszawskiej, która niedawno rozpoczęła swą działalność od wystawienia "Wesela Figara", była utworzona wkrótce po ustaniu okupacji Scena Muzyczno-Operowa przy Miejskich Teatrach Dramatycznych. W niesłychanie trudnych warunkach Scena ta stawiała swe pierwsze kroki - podobne do kroków rekonwalescenta. Podobnie było zresztą w pierwszych latach po wojnie z całą sztuką polską, a zwłaszcza tą, która ożywała w Warszawie. Obecnie prace nad odbudową Filharmonii Stołecznej doprowadziły do powołania Działu Operowego przy Filharmonii i stworzenia Opery "całą gębą", o wielkich ambicjach. Ambicje te znalazły wyraz i w planach repertuarowych, a zaczęto od razu z wysokiego tonu - od Mozarta.
Wrażenie dobrego poziomu osiąga się jeszcze bardziej przez wyrównanie gry zespołu, niż przez blask wykonawców ról głównych. A tak się złożyło, że właśnie epizody i role drugoplanowe w "Weselu Figara" w Warszawie wypadły doskonale. Halina Mickiewicz de Larsac, która dublowała rolę Basi, ma bardzo przyjemny głos i świetną dykcję. Mówiono mi że Joanna Natorff, która śpiewa w inne wieczory jest również świetna. Pawlak i Kłosówna (dubdująca Stecką) stworzyli przezabawne maski Bartolo i Marceliny. Czarkowska bardzo zabawna jako Cherubin, Dobrowolska-Gruszczyńska jako Zuzanna, Ziembówna, dublująca Krysińską w roli hrabiny, Grzegorzewski jako Bazilio, Suchodolski jako Don Curzio, Feliks Rud dublujący Waltera jako Antonio stanowili zespół starannie i z polotem wyreżyserowany przez Józefa Muclingera. Na tym tle Jankowski, który dublował Nowosada jako hrabia Almaviva, a zwłaszcza Skoraczewski jako Figaro, śpiewali bardzo dobrze, ale grali z pu