„Zniknięcia” Elise Wilk w reż. Cristiana Bana z Teatrul Andrei Muresanu z Rumunii na XXII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Na przekór przesądom piątek 13 października był dla tegorocznego, XXII Festiwalu Prapremier dniem niezwykle szczęśliwym. Na otwarcie tej dorocznej imprezy bydgoska publiczność spotkała się z zespołem Teatrul Andrel Muresanu z Rumunii i jego spektaklem „Zniknięcia”, który przede wszystkim upewnił ją, że ludzie nie znikają ze świata tak długo, jak długo żyją w pamięci innych; w ich rozmowach, wspomnieniach… Dlatego bohaterowie tej inscenizacji to tak postaci funkcjonujące w danej chwili, jak i te, które w czasie akcji sztuki i wcześniej już z tego świata odeszły. Ale i takie, które dopiero mają się na nim pojawić. Mamy tu do czynienia z bardzo ostatnio modnym nielinearnie swobodnym, operowaniem czasem, a dokładnie z żonglowaniem wydarzeniami z życia pewnej saksońskiej rodziny osiadłej w Rumunii i funkcjonującej tam na przestrzeni od 1944 roku, przez okres obalania rządów Causescu, po wejście Rumunii do Unii Europejskiej. Taki zabieg przysparza formie atrakcyjności, a chwilami, odpowiednio pokazany, przydaje i komizmu. Np. włączające się w bieg akcji duchy zmarłych, zakładają na głowę obręcz z dwoma maleńkimi skrzydełkami, sugerującymi przybywanie z zaświatów. Bo problem w dramacie Elise Wilk, laureatki II Edycji Aurory, Nagrody Dramaturgicznej Miasta Bydgoszczy, niesie w sobie ogromny ciężar problemu emigracji; wewnętrznego rozdarcia ludzi, targanych przez tragiczne wydarzenia i kaprysy historii. Opowiedziany po kolei i wprost, a przy tym zupełnie serio, byłby ciężki do dźwigania przez bez mała dwie godziny. A każda tragedia celniej dotyka opowiadana z pewną dozą humoru a nawet absurdu.
Reżyser Cristian Ban ciekawie zaaranżował ten dramat na scenę. Narrację przeplatając dialogami, ale nie zaciemniając przekazu nadmiarem ruchu, gros akcji koncentrując wokół skupiającego bohaterów stołu. Scenografka Irina Chirila zdominowała świat przedstawiany, bielą, a więc kolorem symbolizującym odnowę życia duchowego, otwierania się nowych możliwości; zawierając w sobie nierozszczepione tony światła biel jest metaforą nieograniczonego potencjału egzystencji. Stąd też jaśnieje ona właśnie wokół rodziny, dając siłę przetrwania więzi nawet na odległość, kiedy los porozdzielał i oddalił od siebie poszczególnych członków klanu.Szczególnie, że ta biel skontrastowana jest szarymi barwami widocznych za oknem animacji Ordoga Gyartasa Agoty
Znakomicie zaprezentowali się w tym trudnym materiale dramaturgicznym aktorzy. Ich wysokiej klasy artyzm dało się zauważyć zwłaszcza w postaciach: dojrzewającej i starzejącej się na naszych oczach Emilii, którą bardzo różnorodnymi środkami zaprezentowała Madalina Musat i zaskakiwanego współczesnością, bo nieżyjącego już od 44 lat Maksa, tragicznie, ale z sporą dozą humoru kreowanego przez Sebastiana Marinę.
Przedstawienie poderwało publiczność do stojącej owacji.