"Adriana Lecouvreur" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Teresa Grabowska w Trybunie.
WSTRZĄS, jaki przeżył w ubiegłym sezonie Teatr Wielki w Łodzi - nie artystycznej lecz kryminalnej natury (zakończony uwięzieniem poprzedniego dyrektora pod zarzutem finansowych nadużyć) - nie stal się na szczęście początkiem upadku tej placówki, a co za tym idzie życia operowego w tym mieście. Stało się nawet odwrotnie. Otrząsnąwszy się po całej aferze łódzki Teatr Wielki święci oto w niebanalny sposób jubileusz 50-lecia stałej sceny operowej w swoim mieście (pozyskawszy nawet dla tych obchodów patronat premiera Rzeczypospolitej), wystawiając dzieło nieznane dotychczas zupełnie polskiej publiczności, a z wielu powodów warte poznania: "Adrianę Lecouweur" Francesca Ciléi. Ten wysoko ceniony w swoim czasie twórca z epoki włoskiego operowego weryzmu (od słowa "vero" czyli "prawdziwy", gdyż przedstawicielom tego nurtu chodziło o ukazywanie na scenie życiowej prawdy i dramatów zwykłych ludzi) nie zyskał może tak rozległej i długotrwałej sław