"Tre donne - tre destini" w reż. Isadory Weiss w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Marczyński w Życiu Warszawy.
"Tre donne - tre destini" to udane połączenie barokowej muzyki z nowoczesnym tańcem. Ale cóż byłoby ono warte bez wokalnego kunsztu Olgi Pasiecznik. Krucha i delikatna, o subtelnym głosie, odważyła się na rzecz niespotykaną w operze. Wymyśliła dla siebie monodram i przez niemal półtorej godziny jest jedyną śpiewaczką na scenie. W spektaklu "Tre donne - tre destini" Olga Pasiecznik znika jedynie na chwilę, by zmienić strój i dać w ten sposób znak widzom, że wciela się w inną kobietę. Opery o takim tytule nie ma w spisie dzieł George'a Friedricha Haendla. Przedstawienie powstało z trzech jego kantat, które skomponował na początku XVIII w. Każda opiewa tragiczny los innej bohaterki. Pasiecznik jest rzymską Lucrezią, którą zhańbił królewski syn Sekstus, więc ona decyduje się popełnić samobójstwo. Potem staje się Agrippiną, matką Nerona. Dopomogła synowi w przejęciu władzy nad Rzymem, a on nie okazał wdzięczności i postanow