Ten spektakl zniewala przede wszystkim urodą obrazu. Subtelną, wyrafinowaną, liryczną urodą, którą widownia chłonie w całkowitym urzeczeniu. Zdawałoby się, że estetyczny zachwyt jest ostatnią rzeczą, jakiej można by się spodziewać po inscenizacji "Przemiany" {#au#590}Kafki{/#} - ponurej fantasmagorii o człowieku przemienionym w robaka. A jednak... W ciemnościach płyną dźwięki melodii granej na pianinie. Potem stopniowo rozświetla się prostokąt sceny i widzimy... scenę z niemego filmu. Do pokoju wkracza mężczyzna, jego sylwetka rysuje się w drżącym świetle, imitującym smugę ze staroświeckiego projektora. Scenę oddziela od widowni przezroczysty prospekt, który równocześnie spłaszcza obraz i zarazem dziwnie go odrealnia. Z czasem okaże się, że tylną ścianę widocznego na pierwszym planie pokoju stanowi kolejny prospekt - gdy i tamten zostanie prześwietlony, w głębi ukaże się kolejne wnętrze, to, w którym rezy
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 38