Nie tak znów dawno Jacek Maziarski słusznie zauważył, iż liberalizacja cenzury sprawiła, że przeczytanie wszystkiego, co regularnie niesie na swych łamach prasa, staje się fizyczną niemożliwością. Skutek? A no, ten, że ciągle ma człowiek jakieś opóźnienia w tym względzie. Tak też się stało i z numerem listopadowo-grudniowym "Więzi" z roku ubiegłego: zajrzałem doń dopiero w czasie obecnej letniej kanikuły i prócz kilku ogólnie interesujących pozycji znalazłem w nim również coś dla siebie. Ta rzecz "w moim guście", to omówienie spektaklu Gałązki rozmarynu Zygmunta Nowakowskiego, podpisana przez Marka Pieczarę. Nie wiem, kim jest pan Pieczara (najwyżej mogę się tylko domyślać, jeśli to pseudonim; ta sama alergia zdradzałaby tego samego kolegę), ale ta wiedza nie jest właściwie potrzebna; jego nazwisko może być równie dobrze imieniem własnym, co pojęciem ogólnym: w pierwszym wypadku znakomicie - jako autor - reprezentuje opinie i post
Tytuł oryginalny
Pieczara szyderców
Źródło:
Materiał nadesłany
Ład nr 38