"Pięć róż dla Jennifer" w reż. Marii Spiss w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Anita Nowak w serwisie Teatr dla Was.
Dramat Annibale Ruccello "Pięć róż dla Jennifer"na polską scenę trafił z ponad trzydziestoletnim poślizgiem, gdy po długim ugruntowywaniu przemian ustrojowych wreszcie i tu zaczęto głośno mówić na tematy genderowe, queerowe. Jennifer mieszka w specjalnie budowanej dla transwestytów dzielnicy. Nowopowstające getto ma własne instalacje, centralę telefoniczną, radiostację, dzięki której mieszkańcy mogą rozmawiać o swoich problemach. Ale to wcale nie komfort. Bo w efekcie są jeszcze bardziej odcięci od reszty świata. Niesprawna centrala, uniemożliwia prawidłową komunikację, jest przyczyną wielu nieprzyjemnych a nawet tragicznych pomyłek, zaś radio i częste wyłączania energii elektrycznej wpędzają niekiedy mieszkańców w śmiertelną panikę. Bohaterka pracuje jako portowa dziwka, ale wracając do domu, przeistacza się w zadbaną i w swoim mniemaniu, elegancką kobietę. Ale choć stara się naśladować wzorce zaobserwowane gdzieś na kinowy