EN

18.03.2025, 09:23 Wersja do druku

Pięć lat temu zmarł Emil Karewicz

5 lat temu, 18 marca 2020 r., zmarł aktor teatralny, filmowy i radiowy Emil Karewicz. „Jeden z najciekawszych aktorów, fascynujący. Choć zagrał kilka pamiętnych ról, to mam wrażenie, że polskie kino nie wykorzystało jego talentu" – oceniła w rozmowie z PAP aktorka Teresa Lipowska. Pisze Mateusz Wyderka z Polskiej Agencji Prasowej.

fot. wikicommons (CC) / Ja Fryta

„Aktorstwo to najwspanialszy zawód świata, ale ile trzeba się nastarać, żeby zostać aktorem!" – napisał w wydanej w 2013 r. autobiograficznej książce „Moje trzy po trzy". Emil Karewicz, a właściwie Emilian - bo tak brzmiało prawdziwe imię autora tych słów - urodził się 13 marca 1923 r. w Wilnie. Już od najmłodszych lat zdradzał fascynację aktorstwem.

„Moi rodzice prawie w ogóle się nie śmiali. A między nimi krążył mały klaun, czyli ja, próbujący ratować sytuację. I gdyby spojrzeć na to z perspektywy mojej kariery, to była to pierwsza nieprofesjonalna rola, jaką grałem" – wspominał w autobiografii. Małżeństwo Karewiczów rozpadło się, gdy chłopak był zaledwie siedmiolatkiem. Religijna matka, z którą zamieszkał, planowała dla niego karierę księdza. Został ministrantem, ale zdecydowanie bardziej fascynowało go kino.

Kiedy w 1939 r. wybuchła wojna, 16-letni Emil walczył w obronie Wilna. Podczas okupacji pracował w fabryce zabawek i firmie transportowej. Pojmany w łapance był przekonany, że zostanie wywieziony na Syberię, ale los sprawił, że trafił do 2. Armii Wojska Polskiego.

Po wojnie zamieszkał w Gdańsku. W 1948 r. zadebiutował na deskach Teatru Wybrzeże rolą kelnera w sztuce „Klub kawalerów" Michała Bałuckiego. W późniejszych latach występował także w teatrach łódzkich – współpracował m.in. z Iwo Gallem (Teatr im. Stefana Jaracza) i Kazimierzem Dejmkiem (Teatr Nowy). Pojawiał się również na deskach teatrów warszawskich: im. Stefana Jaracza, Dramatycznego i Nowego

„Pierwszy raz zobaczyłam Emila, gdy byłam studentką w szkole filmowej w Łodzi. Chodziłyśmy z koleżankami na spektakle do Teatru im. Stefana Jaracza i wtedy zwrócił moją uwagę. Był bardzo przystojny, a jego gra miała w sobie coś intrygującego. Stał się dla mnie kimś w rodzaju idola" – wspominała w rozmowie z PAP Teresa Lipowska. „Bardzo się cieszyłam, kiedy po latach spotkaliśmy się na deskach Teatru Nowego w Warszawie. Szybko się polubiliśmy" – dodała aktorka.

W 1950 r. po raz pierwszy wystąpił przed kamerą. Mowa o filmie „Warszawska premiera" w reż. Jana Rybkowskiego, w którym wcielił się w postać Georga. Produkcja z Niną Andrycz, Jerzym Duszyńskim i Danutą Szaflarską w obsadzie była pierwszym powojennym widowiskowym filmem muzycznym. Rok później zagrał w wyreżyserowanym przez Aleksandra Forda filmie „Młodość Chopina". W 1956 r. wcielił się w postać porucznika „Mądrego" w „Kanale" Andrzeja Wajdy oraz prowokatora Jasiczki w „Cieniu" Jerzego Kawalerowicza.

W 1958 r. wystąpił w zrealizowanym na podstawie noweli Marka Hłaski filmie Czesława Petelskiego. W „Bazie ludzi umarłych" zagrał postać Tadka „Warszawiaka". „Warto tu podkreślić olbrzymie bogactwo psychologiczne w nakreśleniu głównych postaci filmu (np. Warszawiak). (…) Trudno byłoby wśród nich kogoś wyróżnić. Osobiście najbardziej podobał mi się Emil Karewicz Warszawiak – może i dlatego, że to najciekawsza postać" – recenzował w 1959 r. na łamach „Żołnierza Wolności" filmoznawca Stanisław Janicki.

Dwa lata później ponownie wystąpił w ekranizacji opowiadania Hłaski. Tym razem była to wyreżyserowana przez Stanisława Jędrykę etiuda filmowa „Zbieg". Karewicz wciela się w milicjanta ścigającego zbiegłego z więzienia Józefa Rybickiego. „To właśnie ów milicjant, nieco w typie ukochanego przez Hłaskę Humphreya Bogarta, stanie się głównym bohaterem filmu. W jego zachowaniu jest trochę brawury, sporo pewności siebie, co zostaje podkreślone w sposobie gry Emila Karewicza" – oceniła filmoznawczyni Katarzyna Mąka-Malatyńska.

W 1960 r. ponownie współpracował z Fordem, który zatrudnił go do swojej superprodukcji na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza „Krzyżacy". Karewicz gra króla Władysława Jagiełłę. „Tak naprawdę to miałem próbne zdjęcia do roli księcia mazowieckiego Janusza. Po nich Ford zobaczył we mnie Jagiełłę. Dalszych prób już nie było. Podejrzewam, że Ford dowiedział się, że pochodzę z Wilna, i pomyślał, że to dobre dla filmowego Jagiełły" – opowiadał po latach w rozmowie z „Gazetą Wyborczą".

Nie było to jego jedyne zetknięcie się z postacią polsko-litewskiego władcy. Był nim także w serialu Marka Piestraka „Przyłbice i kaptury" (1985) oraz w spektaklu Grzegorza Królikiewicza „Idea i Miecz" (1978) w Teatrze Telewizji. „Cenię sobie ogromnie pracę w filmie. Przede wszystkim dlatego, iż pozwala ona aktorowi wyjść poza konwencję gry teatralnej: w filmie wychodzi się w plener i ma się do dyspozycji wszystkie elementy, jakie funkcjonują w normalnym życiu. Brak umowności niejako rozluźnia aktora, daje mu inny rodzaj twórczej swobody niż w teatrze. Natomiast teatr może przynieść aktorowi najpełniejszą satysfakcję artystyczną. Występowanie w telewizji stanowi dla aktora swoisty łącznik między filmem a sceną. Tak to przynajmniej oceniam" – opowiadał prasie.

Rola, którą Karewicz najbardziej zapisał się w pamięci widzów, to jednak postać esesmana Hermanna Brunnera w wyreżyserowanym przez Janusza Morgensterna i Andrzeja Konica początkowo spektaklu telewizyjnym, a później również serialu „Stawka większa niż życie" (1967-68). „Miałem być taką wredną przeciwwagą dla szlachetnego Klossa. (Zagrał go Stanisław Mikulski - PAP) (...). W tamtych czasach i później dziennikarze pytali mnie dość często, czy mam w sobie coś z Brunnera. Oczywiście nic" – zaznaczył Karewicz.

Premiera serialu odbyła się 10 października 1968 r. Produkcja z muzyką Jerzego „Dudusia" Matuszkiewicza szybko zdobyła sympatię widzów, a Karewiczowi zapewniła ogromną popularność. „W +Stawce większej niż życie+ wystąpiłem tylko w pięciu odcinkach, a i tak zostałem zapamiętany. Brunner był postacią marginesową, obijającą się o głównego bohatera. Nie odczułem tego, żeby ta postać była wroga dla widza" – wspominał aktor.

Karewicz i Mikulski stworzyli jeden z najpopularniejszych ekranowych duetów, który pomimo upływu lat wciąż przyciąga przed ekrany kolejne pokolenia widzów. „Emil Karewicz (...) budził nie mniejszą sympatię niż odtwórca głównej postaci. Każdym swoim pojawieniem się na ekranie podnosił napięcie, ale w decydujących momentach – zgodnie z życzeniami widzów – okazywał się bezradny wobec pomysłowości naszego rodaka" – recenzował w 1992 r. na łamach „Filmu" Krzysztof Demidowicz.

„Trudno znaleźć w polskiej kulturze masowej tak trafiony czarny charakter jak Hauptsturmführer Hermann Brunner w wykonaniu Emila Karewicza, którego do tej roli wybrał Konic. Brunner to chyba jedyny gestapowiec, którego kocha cały naród polski. To łajdus i morderca, ale ileż ma wdzięku!" – zauważył w 2012 r. na łamach „Gazety Wyborczej" Jacek Szczerba.

Karewicz ma na koncie dziesiątki ról w filmach, serialach i spektaklach telewizyjnych. Wielokrotnie występował w teatrze, również radiowym. „Ojciec uważał, że ma większe możliwości aktorskie niż granie mundurowych. Ale miał dystans do tych ról. Zawsze marzył o komedii, pamiętam, jak bardzo się ożywiał, oglądając Louisa de Funesa" – wspominał w rozmowie z „Newsweekiem" syn aktora Krzysztof Karewicz.

„Jeden z najciekawszych aktorów, fascynujący. Miał w sobie jakąś tajemnicę. Podobał mi się jego nie do końca wypowiedziany i nieoczywisty sposób gry. To było coś innego. Choć zagrał kilka pamiętnych ról, to mam wrażenie, że polskie kino nie wykorzystało jego talentu" – podsumowała w rozmowie z PAP Lipowska.

Aktorstwo nie było jedyną pasją Karewicza. Z lubością oddawał się malarstwu, lubił także wędkować. „Nie mam ukończonych szkół artystycznych. Po prostu maluję tak, jak widzę i czuję. Zajmuję się głównie pejzażami" – opowiadał na antenie Polskiego Radia. Obrazy Karewicza były wystawiane m.in. w Ministerstwie Obrony Narodowej i na zamku w Nidzicy.

W 2012 r. wrócił do roli Brunnera w filmie Patryka Vegi „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". W ostatnich latach życia miał problemy zdrowotne, zmagał się m.in. z chorobą Méniere’a. Zmarł 18 marca 2020 r. w wieku 97 lat.

Źródło:

PAP