Nowaczyński pisał o galicyjskim szczycie marzeń: burdelu z wejściem przez zakrystię. Podejrzewam, iż dyrektorom naszych teatrów przyświeca wyłącznie idea zakrystii. Tym można wytłumaczyć fakt bezceremonialnego odtrącania repertuaru komediowego. Tego wszystkiego, co ma jakiś związek z rozrywką. Szanujący się teatr komedii nie zagra. Reżyser z nazwiskiem jej nie wyreżyseruje, powodowany lękiem, że będzie się mówiło o haniebnym obniżeniu lotów. Nawet sufler czuje się niepewnie. Jakże to - ma podpowiadać dowcipy? Bełkocik, patetyczne tyrady - proszę bardzo. Ale żarty? Głupio jakoś... Podobne nastawienie, swoisty tenor, zmowa ludzi smutnych sprawiły, że komedie na ogół trafiały do teatrów najgorszych, do rąk reżyserów z awansu, obsada zaś składała się ze szmirusów estradowych, grających numerkami, sprawdzonymi w telewizyjnych programach "Z wizytą u Was". Błędne koło się zamykało. Znawcom przybywał argument, że wszystko
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki nr 27