Policzę do tysiąca i się zastrzelę - mówi bohater spektaklu "Nareszcie koniec". Liczy i...
Scena - to ograniczona czarna przestrzeń, oświetlona pojedynczą żarówką. Mężczyzna w czarnym garniturze spędza tu ostatnie dni (godziny?, minuty?) swego życia. Rzeczywiście liczy do tysiąca, przykładając do czoła pistolet. I opowiada o sobie. Tak zwane życie "Nareszcie koniec" to opowieść o lęku przed życiem, o nienawiści do życia, o pogardzie dla niego. Także o lęku przed sobą, nienawiści do siebie i pogardzie dla siebie. Bohater pragnie śmierci. Życie jest dla niego fałszem, udawaniem, kłamstwem, nakładaniem masek. Nic naprawdę się w nim nie zdarzyło. Zdradzał żonę, zmieniał poglądy rękawiczki, wyłącznie z przekory bronił tych, których inni potępiali, przepisywał artykuły z zagranicznych gazet i podpisywał je własnym nazwiskiem... A konsekwencje? Konsekwencje wcale go nie obeszły. Żona odeszła, czytelnicy jego artykułów śmiali się z niego, śmiechem wybuchali też słuchacze przemówień. Ale ani jego czyny nie miały dla ni