Dziennikarz, najwyraźniej rozczarowany swoją dwuznaczną misją, postanawia się zastrzelić. Kiedy doliczy do tysiąca - zabije się. Trwa to jednak dość długo. Dostatecznie długo, aby odtworzyć przed publicznością dzieje swojego mrocznego opętania. Nie, nie ma żadnego konkretnego powodu fiksacji. Jest to do pewnego stopnia samobójstwo bezinteresowne, jak czyn Lafcadia z "Lochów Watykanu" Gide'a. Mężczyzna ma dosyć światowego gwaru (cokolwiek to znaczy), tęskni do ciszy i mroku. Ucieka od świata. Odgradza się odeń, przecina ostatnie więzy i-postanawia odejść na zawsze. To będzie tytułowy; "nareszcie koniec". Jan Peszek bezbłędnie ukazuje ostatnie stadium agorafobii, na którą cierpi bohater. Jego zobojętnienie, skrywające lęk przed życiem, jego zdumienie obojętnością świata, skrywające obrzydzenie, jego osamotnienie z wyboru skrywające odtrącenie przez innych. Drżenie rąk, pozycje prenatalne, celowo niezborne gesty, kamienne oczy, zaszywanie
Tytuł oryginalny
Peszek liczy do tysiąca
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 160