"Matka" w reż. Piotra Chołodzińskiego w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Trudno się domyślić, co skłoniło Piotra Chołodzińskiego do zajęcia się "Matką" Witkacego. "Matki" na scenie właściwie nie ma, jest tylko Matka, czyli Jan Peszek. Peszek w czarnej sukni i siatce na łysiejącej głowie nie udaje kobiety - jest kobietą. Starą pajęczycą, przykutą do zajmującej całą scenę machiny, będącej skrzyżowaniem maszyny do robienia swetrów i dziwacznego instrumentu muzycznego. Skrytki machiny kryją to, co trzyma Janinę Węgorzewską przy życiu - karafkę z wódką i odtwarzacz CD. Janina lubi bowiem przy Marii Callas i wódeczce przeżywać swoje nieszczęście i samotność. Peszek samą swoją obecnością przykuwa uwagę, niepokoi, bawi, bez wysiłku tworzy postać, w której dziwność współistnieje ze zwyczajnością. Przez pierwsze kilkanaście minut, gdy Peszek jest sam na scenie, spektakl zapowiada się intrygująco. Z tych zapowiedzi jednak wynika niewiele, ba - z każdą minutą i każdą pojawiającą się na scenie postac