"Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" w reż. Jarosława Gajewskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Prapremiera "Karnawału" w reżyserii Jarosława Gajewskiego w Polskim to stracona szansa na mądrą inscenizację. Słabość i pretensjonalność spektaklu najlepiej obrazuje fryzura na głowie Szymona Kuśmidra w roli Impresaria, który na zlecenie Szatana organizuje karnawał w raju z udziałem Goethego, Biskupa, Prometeusza, Ewy, Adama i jego pierwszej żony, Lilith. Na początku loki pysznią się puszystymi, choć mocno anachronicznymi kształtami, potem opadają jak nadzieja na dobre przedstawienie. Aktorzy deklamują tak wyraziście, że nie byłem pewien, czy wiedzą, co mówią i w jakiej sprawie. Przygnębiają kiczowate kostiumy i karnawałowe maski. Podczas balu panuje piekielny chaos. Ewa i Lilith pokutują w bezsensownych układach tanecznych. To wina reżysera. Najłatwiej powiedzieć, że Mrożek po przebytej afazji napisał swoją najsłabszą sztukę. Brzmi to jednak jak z Mrożka: czysty idiotyzm. "Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" nie jest, oczywiście, d